Będąc na zakupach w Lidlu 20 marca 2019 naszym oczom ukazało się na sklepowym regale pudełko z grą planszową, a nawet z dwiema grami w jednym pudełku. Jako miłośnicy gier planszowych nie mogliśmy przejść obok nich obojętnie, tym bardziej, że cena 19,99 zł kusiła i skusiła. Gra trafiła do naszego koszyka, a ostatecznie na nasz stół recenzencki, gdyż jest ona częścią większej obecnie kampanii reklamowej sieci sklepów Lidl i zwyczajnie dodatkowo ciekawość kazała nam ją sprawdzić 🙂
Liczba graczy: 2-4 | 2 -10
Sugerowany wiek: 9 lat+ | 6 lat +
Szacowany czas gry: ok. 30 minut | ok. 10 minut
Wydawca: LIDL
Producent: Alexander
Data wydania: 2019 rok
Zacznijmy może od wyglądu zewnętrznego, który trzeba przyznać jest atrakcyjny dla oka. Na froncie opakowania widoczne są dwa tytuły gier, do tego dzikie zwierzęta oraz liście tropikalnych roślin. Barwy są nasycone i intensywne – mają przyciągać oko klienta i to zadanie z pewnością pudełko tej gry spełnia bardzo dobrze. Jednak po bliższym kontakcie widać, że całość to budżetówka cienka tektura, cienki plastik wypraski, ale nie spodziewaliśmy się cudów po grze za 20 złotych bez grosza.
Instrukcja całej gry jest w formie małej broszury, napisana w sposób zrozumiały i czytelny. Jakość kart stanowiących główny element gry jest dobra – wykonane są z cienkiego ale wystarczające sztywnego papieru foliowanego, czyli posiadają połysk i są przyjemne w dotyku (cały czas pamiętajmy o cenie!). Grafiki znajdujących się na nich zwierząt są przyjemne dla oka. Jednak kilka zwierzaków mogłoby być lepiej wykonanych tzn. atrakcyjniej jak chociażby słoń czy wypłowiały lew – pamiętajmy, że gra dla dzieci (a taki jest jej główny target!) powinna być atrakcyjna wizualnie.
Jednak hitem dla nas jest i tak pingwin w otoczeniu tropikalnej roślinności (widoczne np. liście Monstery). Grafik lub osoba odpowiedzialna za wygląd kart chyba przeoczyła ten kompozycyjny detal lub może to sugerować, że gra była robiona „na sztukę”. No chyba, że o czymś nie wiem i mamy gdzieś na ziemi pingwiny żyjące w dżungli 😀 Generalnie edukacja pełną gębą 😉
Jak wspomniałem na początku w pudełku kryją się dwie gry, bazujące częściowo na tych samych kartach ze zwierzętami. Przejdźmy zatem do pierwszej z nich czyli:
„Poznaj dzikie zwierzaki”
W tym wariancie rozgrywki pierwsze zaskoczenie pojawia się już na etapie przygotowania planszy do gry, którą układa się z wszystkich 40 kart zwierzaków, które nie są małe! Każda karta ma porównywalne wymiary do pocztówki. Na zdjęciu widzicie ułożenie planszy na stole 90 cm x 160 cm! Kolejne zaskoczenie to brak pionków do gry, kostka jest – pionków brak. Nie, nie zaginęły po prostu ich nie ma – jest to jasno zakomunikowane w instrukcji. Szczerze nie wiem jaki był tego cel ale mam nadzieję, że nie oszczędność.
Ten tytuł to typowo losowa gra, w której gracze rzucają kostką, przesuwają pionek do przodu o odpowiednią ilość pól i wygrywa ten, kto pierwszy dotrze do mety. Generalnie nic odkrywczego – raczej ucieranie stereotypu o grach planszowych – niestety. Jednak dodano tutaj motyw „edukacyjny”, który ma być głównym wątkiem tychże gier jak sugeruje napis na pudełku „2 edukacyjne gry karciane dla całej rodziny”. Kiedy pionek gracza staje na polu, inny gracz podnosi daną kartę i czyta jedno z trzech pytań znajdujących się na niej.
Rzeczywiście ciekawostki, które znajdują się na kartach ze zwierzętami są fajnie wybrane i potrafią zaskoczyć nawet osobę dorosłą jak chociażby ilość mięśni w trąbie słonia (40 000). Za złe odpowiedzi nie ma kar, więc dzieci mają okazję zgadywać bez konsekwencji. Niestety ciągłe zestawianie pionków z planszy aby odczytać pytania znajdujące się pod spodem kart na dłuższą metę jest uciążliwe a dodatkowo wprowadza chaos przy stole.
„Dzika szybkość”
Ten wariant gry, a właściwie jak sugeruje producent – druga gra bazująca częściowo na tych samych elementach ma za zadanie wprowadzić większy element rywalizacji między graczami – dochodzi refleks, spostrzegawczość i szybkość.
Gracze układają planszę z kart o wymiarach 3×5 oraz używają 24 kart z logiem „Dzika szybkość” na których to kartach zapisano zadania, które należy wykonać patrząc na planszę ułożoną z 15 kart zwierząt. Przykładowo „Jakich zwierząt jest najwięcej?” i teraz gracz, który pierwszy udzieli prawidłowej odpowiedzi zdobywa punkt. Pytań jest dokładnie 8, a każde powtórzono 3 razy – w naszej ocenie zbyt mało i gra staje się już trakcie jej trwania nudna. Wygrywa jak zwykle ten kto punktów zgromadzi najwięcej.
No i tutaj wyłapaliśmy kolejny dysonans między rzeczywistością a opisem na opakowaniu. Ten wariant gry przewidziano od 6 roku życia a pojawiają się pytania o zwierzęta, których ilość jest nieparzysta lub parzysta. Jeśli dobrze sprawdziłem te pojęcia pojawiają się obecnie dopiero na poziomie 2 klasy szkoły podstawowej czyli wiek ok. 8-9 lat. Naszą siedmiolatkę, która obecnie jest w pierwszej klasie szkoły podstawowej zaskoczyły te hasła i musieliśmy jej mniej więcej wytłumaczyć o co chodzi – no w końcu gra edukacyjna 😉
Podsumowanie:
Reasumując całość naszej recenzji i biorąc pod uwagę cenę tego zestawu dwóch gier, a przypomnę trzeba wydać 19,99 zł to są to wizualnie ładne gry, w które prawdopodobnie zagracie przy dobrych wiatrach ze dwa, trzy razy i odstawicie pudełko na półkę zapomnienia.
Można je kupić jeśli chcecie mieć kolejną „sztukę” ze względów kolekcjonerskich, ale też nie trzeba 😉 . Gry niczym nas nie porwały, ani nie zachwyciły to po prostu kolejne kopiuj -> wklej starych schematów w nowej oprawie okraszonych kampanią reklamową w TV. Sama „misja edukacyjna” to zbyt mało aby je „uratować”.
To niestety takie tytuły, które w głowach osób, które nigdy nie miały kontaktu z nowoczesnymi planszówkami ucierają stereotyp „nudnych planszówek”, zaś osoby, które posiadają doświadczenie planszówkowe i grały co najmniej w kilka dobrych tytułów nawet nie będą zainteresowane aby w nie zagrać – mówiąc wprost.
Przyznam się, że nie oczekiwałem żadnych cudów po tego typu grze w tej cenie, ale za 20 zł można czasem w dobrych promocjach/wyprzedażach znacznie lepsze tytuły nabyć, czy nawet stare dobre UNO.
Znając jednak życie, gra i tak się sprzeda bo jest poparta solidną kampanią w TV, nie kosztuje relatywnie dużo, ładnie wygląda na zewnątrz i tyle wystarczy, aby okazjonalni gracze lub przypadkowi klienci wzięli ją do koszyka (np. jako upominek). Szkoda tylko, że zamiast zachęcać przy takich okazjach ludzi spoza świata planszówek do poznawania go – skutecznie się ich zniechęca w naszej ocenie.
Uważam, że marketingowcy Lidla przy współpracy z wydawnictwem Alexander mogli wysilić się bardziej aby chociaż trochę pokazać możliwości teraźniejszych planszówek.