
Kilka dni temu z pomocą formularza kontaktowego na naszej stronie otrzymaliśmy zgłoszenie prototypu gry do zrecenzowania. Po skontaktowaniu się z autorem szybko otrzymaliśmy przygotowany egzemplarz testowy gry o intrygującej nazwie „Leloo”. Jak nazwał ją autor jest to gra ruchowo-karciana. Nie ukrywam, że wzbudziło to nasze zainteresowanie, gdyż w tego typu grę nie mieliśmy jeszcze nigdy okazji zagrać. Informacje nazwijmy to „marketingowe”, które udało nam się znaleźć na fanpage gry wyglądały obiecująco i z takim pozytywnym nastawieniem podchodziliśmy do testów tego tytułu.
Autor zapowiedział dodatkowo start kampanii crowdfundingowej w celu wydania gry już na 11 kwietnia 2019 (na dzień pisania recenzji – za 9 dni!) zatem sądziliśmy, że otrzymamy produkt już dobrze dopracowany pod względem mechaniki (działania) – grafiki jak powszechnie wiadomo zawsze można łatwo i szybko poprawić/zmienić.
Doceniamy inicjatywy tworzenia nowych gier dlatego staraliśmy się podejść do tej recenzji możliwie obiektywnie i nawet jeśli pojawią się krytyczne uwagi (a trochę ich jest) to raczej po to aby pomóc autorowi w dopracowaniu tytułu. Dlatego też napisaliśmy tę recenzję niestandardowo w rozbiciu na plusy/minusy aby zwiększyć czytelność naszych spostrzeżeń.

O co chodzi w Leloo?
Mówiąc krótko, w tej grze nie siedzimy przy stole tylko aktywnie się gimnastykujemy 😉 W każdej rundzie jeden z graczy jest sędzią zaś pozostali gracze przyjmują kompletnie losowe jak najbardziej dziwne pozy – nie ma żadnych reguł w tym zakresie. Następnie sędzia wyciąga z talii (ok. 200 sztuk) potasowanych kart pierwszą z wierzchu i czyta określone warunki zwycięstwa (zdobycia punktu) jednego gracza lub kilku graczy (np. „Wygrywa gracz, którego prawy łokieć znajduje się najbliżej lewego kolana.”). Następnie przyznaje bądź nie punkty graczowi/graczom, którego/których pozy spełniają ten warunek. Karty warunków zwycięstwa dzielą się na dwa rodzaje. Karty, w których zawsze punkt zdobywa tylko jeden gracz oraz takie gdzie punkt może zdobyć kilku graczy lub żaden. Ostatecznie całą rozgrywkę wygrywa ten gracz, który pierwszy zdobędzie finalnie 15 punktów.

Jak zatem oceniamy prototyp tej gry?
Plusy:
Oceniając na podstawie wizualizacji pudło i komponenty (nie zostały jeszcze wyprodukowane testowo) są ładne, estetyczne i nowoczesne – jeśli tak ma wyglądać docelowo gra to jak najbardziej wpisuje się w obecne trendy.
Instrukcja jest napisana dobrze i czytelnie – występują nieliczne literówki. Zasady gry są zrozumiałe i jasno przedstawione. Nie trzeba główkować nad interpretacją. Wytłumaczenie ich w 30 sekund nowemu graczowi to lekka przesada i bardziej „chłyt marketingowy”.
Gra wymaga wysiłku fizycznego, który nie wszystkim może się podobać. Dzieciom w większości raczej tak. Z dorosłymi sprawa już się nieco komplikuje, choć jeśli bierzemy pod uwagę to, że jest to również tytuł imprezowy to po % może być rzeczywiście zabawnie.
Leloo bardzo dobrze sprawdziłoby się do prowadzenia zabawy z dziećmi na przykład podczas przyjęcia urodzinowego w sali zabaw ze względu na ilość dostępnego miejsca.
Minusy:
Nazwa Leloo może powodować poważne problemy marketingowe podczas korzystania z wyszukiwarki google przez zbieżność fonetyczną z nazwą marki LELO i witryną lelo*com z akcesoriami „dla dorosłych”. Wpisanie w wyszukiwarkę frazy z możliwą literówką gry np. „Lelo gra” zwraca na dzień pisania recenzji na pierwszej pozycji wspomniany sklep o zbliżonej nazwie.
Podczas gry z dziećmi (wiek 7, 12 lat) pojawiają się częste problemy z interpretacją wyniku, gdy dziecko zajmuje pozycję „sędziego”, a jest to gra od 5 roku życia. Mam na myśli głównie interpretację odwróconych kierunków (lustrzanego odbicia) lewo/prawo przy patrzeniu na ocenianego gracza (np. „ Wygrywa gracz, którego prawy łokieć znajduje się najbliżej lewego kolana”) oraz o ewentualne uwzględnianie różnic w skali graczy – starsze dzieci/młodsze dzieci/dorośli (wzrost/wymiary kończyn) a zatem proporcji do ustalenia wyniku. Dedukuję, że w testach dotychczasowych nie brały udziału dzieci a także, że autor nie ma dzieci lub bliższych doświadczeń z nimi związanych – nie pytałem – nie wiem – oceniam wyłącznie na podstawie odczuć odnośnie gry.
Przy układzie kart w talii w stosunku 50/50 grupowe/pojedyncze gra ciągnie się (już przy udziale 3-4 graczy) – jeden gracz wygrywa (zdobywa 15 punktów) średnio po 50-60 pozach/kartach – co w pewnym momencie zaczyna nużyć starszych graczy, a dzieci zaczynają wymyślać nadmiernie pokręcone pozy, przy których mogą niechcący coś sobie zrobić. Losowe zwiększenie ilości kart warunków grupowych powyższej stosunku 50/50 doprowadzi do jeszcze dłuższej i monotonnej rozgrywki, gdyż spełnianie warunków przy tych kartach może doprowadzać do częstych sytuacji, że żaden gracz nie zdobywa punktów. np. „wygrywają wszyscy, których lewa dłoń znajduje się poniżej prawej stopy.” -> wszyscy gracze w przyjętych pozach mają dłoń powyżej -> nikt nie zdobywa punktów. Jeśli dodamy do tego 8 graczy to szacuję, że potrzeba będzie wykonać 100/120 różnych figur zanim, ktoś wygra i gra się skończy.
Z uwagi na pomysłowość dzieci i prowokowanie przez grę przyjmowania co raz to nowych pozycji w trakcie rozgrywki – nad zabawą dzieci zawsze powinien czuwać dorosły.
Zwrot „tyłek” nie powinien znajdować się na kartach warunków póz przyjętych przez graczy. Można zastąpić go pośladkami jeśli celujemy w grupę docelową obejmującą również dzieci. Nie jesteśmy świętoszkami ale ten zwrot jest po prostu niesmaczny i raczej uważamy, że planszówki powinny przekazywać pozytywne wzorce niż slang podwórkowy.
Na rozgrywkę 4 osobową wzwyż (gra do 8 graczy) potrzeba realnie dużo miejsca aby wykonywać pozy, które mogą spełnić warunki punktacji np. leżenie na plecach, nogi w bok, do góry etc. Szczególnie, gdy ma toczyć się w gronie osób dorosłych.
Karty w prototypie są zbyt małe – ciężko je dokładnie potasować – w wydaniu powinny być zdecydowanie większe. Plansza wyników z uwagi na krzywy tor punktacji (być może też ze względu na czarno-biały wydruk prototypu) może powodować błędne przesuwania znaczników punktacji przez dzieci.

Losowość całej rozgrywki jest bardzo duża, co oczywiście przy tytule imprezowym może być zarówno plusem jak i minusem. Jak zapewnia autor – tak miało być.
Reasumując
Uważamy, że gra nie została jeszcze dopracowana na tyle aby można było ją wydać, czy oczekiwać pozytywnego finału akcji crowdfundingowej (do zebrania minimum 45 000 zł!). Sam pomysł oceniamy bardzo pozytywnie i jeśli autor dobrze go dopracuje może powstać z tego „coś fajnego” i za to trzymamy kciuki. Jednak trzeba pamiętać, że w przypadku gier planszowych pomysł to nie wszystko. Chętnie przetestujemy kolejny prototyp.